Wiem, że nie ma się czym chwalić, ale nie palę piąty dzień. Piąt y z rzędu. Ani jednego papieroska.. Ani tyci-tyci. Parę razy pomyślałem a i owszem, że może jeden to i nie zaszkodzi, ale z drugiej strony wiem,że jeden spowoduje następny. Tak już bywało wcześniej. moja walka z papierosami jak narazie wygrywana jest przez tytoń. Ale przechodzę z głębokiej defensywy do szeroko oskrzydlającej ofensywy. Mam czasem jeszce, nawet czasem często, ochotę na fajurkę, ale wiem, że mi to szkodzi. W pewnym momencie człowiek zaczyna czuć, że co za dużo to nie zdrowo. U mnie ta chwila nastała. Ja wiem, że zacząłem palić za dużo. Teraz najgorszy etap przede mną.. Opanować tego diabełka, który mówi: "Noooo, zapal.. jednego, dla przyjemności.. no przecież,że nie z nałogu, ty palisz bo lubisz..". No więc tak było, paliłem dla przyjemności.. ale ten czas minął. Zaczęło się robić palenie fajek jedna od drugiej.. a jak mi ubrania waliły to już ja dziękuję bardzo za taką przyjemność.No więc dumny jestem. Ciekawe tylko jak dlugo będę dumny.. Mam nadzieje że długo. Aha.. Wiem, że już dawno deklarowałem zerwanie z nałogiem.. Ale mi nie szło. Teraz sie jakoś zmienia. Na lepsze. Mam ochcotę to zrobić. Idzie wiosna. U mnie jest slonko, 15C, jest przyjemnie. Az się chce coś zrobić.. Szkoda, że mam bagaż, cięzki bagaż, z którym sobie jeszcze nie radzę. Nie mam wieści od niego. Nie wiem co z nim, jak sie czuje.. Nie wiem nic.. Ale może będzie lepiej.. Musi być..